Istnieje wiele sposobów mówienia, pisania i uczenia o przeszłości. Jednym z nich jest Wielka Historia, opiewana w dziełach literackich, uczona w szkole, upamiętniana na pomnikach. Wielka Historia byłaby pozbawiona treści bez Małej Historii, tej, która wyłania się z opowieści starszych ludzi, z pożółkłych zdjęć w rodzinnych albumach, z opowiadanych w miasteczku anegdot czy legend - napisali, kiedy już udało im się nazwać to, co chcą robić. Wiedzieli, że chcą spróbować pracy z dziećmi i nauczycielami - czuli, że to ich droga do tego, żeby zacząć mówić o historii wsi.
Pomyśleliśmy, że spróbujemy wspólnie z młodzieżą odtworzyć to, jak starsi ludzie pamiętają Michałowo. Ta pamięć od początku bardziej interesowała nas od rzeczywistej, "obiektywnej" historii. Zadaliśmy sobie pytanie, jakie mechanizmy rządzą naszą pamięcią - opowiada Kasia.
Do projektu zaprosili nauczycieli i dzieci. Zorganizowali spotkania i wstępne warsztaty, a potem ogłosili konkurs na: reportaż z przeszłości i mapę pamięci Michałowa. Dzieciaki pracowały, zbierały opowieści, odwiedzały starych mieszkańców wsi. Chyba wszyscy najbardziej polubili wieczory u pani Niny Gorbacz. Monika, uczennica liceum, opowiada - Nina śpiewała nam piosenki, mówiła wiersze, które pamięta jeszcze z dzieciństwa. Barwnie i żywo opowiadała historie ze swojej młodości. Cały czas mam przed oczami jej opowieść, jak jeszcze przed wojną, gajowy wywrócił dzban z malinami, który niosła z tatą dla matki. Dosłownie jakbym czuła ich zapach.
Ania uczy się dopiero w podstawówce, ale też wciągnęła się w projekt. Dowiedziałam się o historii hrabiny, która rozdawała dzieciom słodycze, o dobrym lekarzu i aptekarzu-Żydzie, który dawał lekarstwa "na kreskę". |
Ewa Dąbrowska, która pomagała w organizacji konkursu mówi, że najbardziej cieszy ją to, iż dzieciom udało się w swoich opowieściach uchwycić "kadr z życia Michałowa".
W końcu przyszedł dzień ogłoszenia wyników konkursu. W rozświetlonej świątecznymi światłami sali domu kultury zebrały się dzieci i młodzi ludzie ze szkół w Michałowie i okolicach. Przyszły dzieci ze wsi Nowa Wola razem z prawosławnym księdzem - roześmianym batiuszką, ambitne licealistki z Zespołu Szkół, mamy. Jest odświętnie, dziennikarz z białostockiej prasy robi "prawdziwe" wywiady z uczestnikami, błyskają flesze. Zwycięzcy odbierają nagrody, ale wspaniały dyplom dostaje każdy uczestnik.
Pani Justyna Trojanowska - dyrektor szkoły w Nowej Woli - mówi - dzieci trudno zachęcić do historii, ale tym razem się udało. Spodobało im się to, że muszą same biegać i zbierać informację. Chciałam zaprosić na spotkanie do szkoły starsze osoby ze wsi - ale dzieciaki były szybsze i same do nich pognały. Takie poszukiwania w jednej dziedzinie sprawiają, że chcą szukać i na innych polach. A wielokulturowość? To dla nich codzienność. Kiedy organizujemy jasełka - są pieśni katolickie i prawosławne. Dzieci same pilnują, żeby było sprawiedliwie.
Nagrody się nie kończą. Wszyscy pojadą jeszcze na wycieczkę do Białegostoku i wezmą udział w warsztatach prowadzonych przez Agnieszkę - artystkę ze Stowarzyszenia WIDOK - opowiada Kasia. Agnieszka uśmiecha się i mówi, że przyjrzy się dzieciom i zobaczy, na co są gotowe i co chciałyby jeszcze zrobić ze swoimi poszukiwaniami historii. Chcę ich też uwrażliwić na to, że wspólne życie ludzi różnych kultur czasami bywało trudne. O tym też trzeba rozmawiać - dodaje. |